Paryż z Lotu Ptaka

blog kulturalno-turystyczny, w dni parzyste praktyczny, w nieparzyste romantyczny

Kategoria: Zwiedzanie Paryża

Lato w mieście vol. 2 – Paris Plage

Dla tych, którzy nie mogli lub nie chcieli wyjechać i dla tych, którzy właśnie przyjechali, jak co roku, by urozmaicić wakacje w mieście, ruszyła, organizowana przez merostwo, plaża nad Sekwaną. Przez okrągły miesiąc do dyspozycji, oprócz zwiezionego tu piasku są leżaki, materace, parasole, statek piracki, boiska do gry w bule, bary, kino, zraszacze, wypożyczalnia książek. Wszystko gratis i dostępne od wczesnego rana do późnego wieczora. Paris Plage podzielona jest na trzy części: plac przed Hotel de Ville, gdzie wygodnie (pod parasolami i na leżakach) śledzić można Igrzyska Olimpijskie na telebimie i gdzie co jakiś czas odbywają się koncerty oraz same plaże usytuowane wzdłuż Sekwany między Mostem Notre Dame a Pont des Arts w 1. dzielnicy (metro Cite lub Chatlet) i  wokół sztucznego jeziorka Bassin de la Villette w 19. dzielnicy (metro Riquet).

W tłumie ludzi i w pełnym słońcu uwalniajacym opary i aromaty miejskiej Sekwany wytrzymałam godzinę, no ale każdemu to, co kto  lubi. Jeśli by znaleźć swój parasol i własny grajdołek w piasku to może można i dłużej. Na pewno warto chociaż zobaczyć. Szczegóły tu.

Lato w mieście vol. 1 – Tajemniczy ogród

Upał. Paryżanie opuścili miasto ustępując miejsca turystom. A kiedy temperatura zaczyna piąć się powyżej 30 stopni Celcjusza, zwiedzanie organizowane zaczyna być według innych kryteriów: potrzeba wody, cienia i klimatyzacji. W Paryżu istnieje kilka miejsc, które w takie gorące dni stają się wytchnieniem i gdzie odpoczynek można połączyć z odkrywaniem. Jednym z nich jest Musee Rodin. Muzeum poświęcone rzeźbiarzowi mieści się w dzielnicy 7. tuż obok Pałacu Inwalidów i niedaleko Champs Elysee, i dzięki 3 hektarom ogrodu jest oazą spokoju i zieleni w sercu miasta. Założone w 1919 roku, dzięki ofiarowanym przez artystę dziełom, muzeum mieści się w dwóch miejscach jednocześnie: w hotelu Biron przy ulicy Varenne 77, gdzie miała miejsce paryska pracownia rzeźbiarza w ostatnich latach jego życia, oraz w miasteczku Meudon, gdzie artysta mieszkał.

Kiedy poeta, a także osobisty sekretarz Augusta Rodina – Rainer Maria Rilke odkrył okazały budynek hotelu Biron w 1908 roku, zachwycony napisał do swojego mistrza, by ten przybył natychmiast i wynajał pokój lub dwa, bo warunki do tworzenia są tu idealne. Rodin mieszkał wtedy w podparyskim miasteczku Meudon i rzeczywiście docenił zalety usytuowanej w centrum Paryża rezydencji, która umożliwiała mu kontakt z klientami, marszandami, modelkami a jednocześnie oferowała dostęp do wielkiego i pięknego ogrodu, którego atmosfera sprzyjał tworzeniu. I to właśnie ten ogród w okresie letnim staje się najpiękniejszą częścią całego muzeum. Kameralny, pełen drzew, zacienionych zaułków, niewielki, ale – w przeciwieństwie do innych parków o tej porze roku – niezatłoczony. A największą w nim niespodzianką są rozsiane po wszystkich jego zakątkach rzeźby z Myślicielem i Balzakiem na czele. Te mniej znane, ukryte między drzewami stały się integralną częścia przyrody w ogrodzie, wtapiają w tło, a podpis artysty wyryty na każdej z nich wygląda, jak zrobiony nożem w korze drzewa.

W czasach, gdy przebywał i tworzył tu August Rodin ogród ten bardziej był podobny do dzikiego lasu niż zorganizowanego parku, jakim prezentuje się dzisiaj, ale przechadzając się zacienionymi alejami łatwo można odczuć przewagę natury nad nami, bo to niektóre z tych drzew właśnie podglądały pracę artysty, jego gości, modelki i muzy. I tylko dyskretna obecność okazałej kopuły Pałacu Inwalidów, która wyłania się zza płotu otaczającego park przypomina nam, że ten tajemniczy ogród mieści się zaledwie 15 minut spacerem od jednej z najbardziej zatłoczonych ulic Europy!

Zapoznając się z twórczością i życiem Rodina moja uwagę przykuwa jego związek i wpływ na o wiele młodszą od niego artystkę-Camille Claudele i teraz to jej paryskie ścieżki będę tropić – tę historię zostwiam sobie na później…

Informacje praktyczne:

Musee Rodin 77 rue Varenne

dojazd linia 13, metro Varenne

wstęp do muzeum 6 i 9 euro

wstęp do ogrodu 1 euro

Odbiór.

Pont des Arts

Rada dla zakochanych: przed wycieczką do Paryża zaopatrzcie się w solidną, pięknie wygrawerowaną kłódkę. Serca, inicjały,daty, dedykacje – takie detale powinny się na niej znaleźć, no i kluczyk, którym przypniecie ją do Pont des Arts, a który potem zniknie w odmętach Sekwany.

Od niedawna, bo zaledwie od 2008 roku, most ten jest świadkiem rodzącej się romantycznej tradycji. Odkąd cztery lata temu zawisła tu pierwsza kłódka, Pont des Arts stał się obowiązkowym punktem na miłosnej mapie Paryża. Nie jest to najpiękniejszy most w stolicy, ale na stałe wpisał się w krajobraz miasta. Ten, na którym dziś codziennie przybywa kłódek z całego świata, stoi na Sekwanie zaledwie od 1984 roku. Powstał w miejsce innego mostu – zamówionego przez Napoleona i zbudowanego w latach 1802-1804, który został prawie całkowicie zniszczony podczas I wojny światowej, a prowizorycznie odbudowany służył mieszkańcom miasta do lat 70.

Dzisiejsza wersja mostu nawiązuje do pierwotnej konstrukcji. Zamknięty dla ruchu kołowego, łączy dzielnicę 1.z 6., prowadzi do okazałej budowli, gdzie znajduje się Institut de France a w nim słynna Akademia Francuska, i z obu jego stron rozciąga się piękna panorama Paryża, być może widok ten właśnie stał się inspiracją dla pierwszego zakochanego, który powiesił tu swoją kłódkę i zostawił część serca. Choć na pewno tej pierwszej kłódki tutaj już nie znajdziemy. 2 lata temu, w niewyjaśnionych okolicznościach, podczas jednej nocy wszystkie dotychczas zawieszone kłódki zniknęły…Więc przyglądając się tym, które znajdują się na moście dziś, nie znajdziemy żadnej sprzed 2010 roku. Ciekawe, co wydarzy się, gdy zabraknie miejsca dla kolejnych, co, biorąc pod uwagę tempo przybywania dowodów miłości z całego świata, może zdarzyć się niebawem. Już dziś mam wielki kłopot z odnalezieniem kłódki M. i M., przesympatycznej młodej pary, której miałam przyjemność towarzyszyć w roli fotoreportera w trakcie romantycznej chwili (choć oczywiście zachowałam bezpieczną odległość), która zawisła tam zaledwie miesiąc temu…Ale drodzy M. i M. – możecie być spokojni – jest, wisi, trzyma się dobrze!

Kot z wędką tu był

Dzielnica Łacińska – sama nazwa rozbudza wyobraźnię i ewokuje wiele skojarzeń. Historia wyziera i zerka na nas zza każdego rogu. Dzielnica rozciąga się od Sekwany przez bulwary St. Michel i St. Germain, obejmuje Sorbonę, Ogrody Luksemburskie i kończy się za Panteonem w okolicach quartier Mouffetard.  Jesienią najbardziej lubię spacery bulwarami dla platanów, zimą plac przy Sorbonie ze względu na studyjne kameralne kina w okolicy, Jardin du Luxembourg najbardziej przyciąga wiosną, a latem…Latem wysiadam na stacji St. Michel i wtapiam się w tłum turystów podążający w stronę ulicy de la Huchette i jej okolic. Jest gwarno, kiczowato i radośnie. I od zawsze tam tak było.

Krótka i wąska rue Huchette  przeprowadzi nas od fontanny St. Michel do katedry Notre Dame. Od średniowiecza jest znana paryżanom, którzy w XIII wieku ściągali tu na słynne pieczone kurczaki – podobno smakowały najlepiej w całym mieście. W XVII stuleciu władzę nad ulicą przejęły kabarety, a sławę pieczonego drobiu przejęli kieszonkowcy-najsprawniejsi w Paryżu, ale mimo tego ulica nadal przyciągała chętnych uciech i dobrego obiadu, bowiem wtedy właśnie pojawiły się tu tawerny i oberże serwujące kuchnię  z całego świata. Później, w XX wieku, w hotelu Mont Blanc pomieszkiwali Hemingway, Henry Miller i Pablo Neruda, a pod numerem 23 do dziś mieści się, nic nie robiący sobie z upływu czasu teatr du la Huchette, gdzie systematycznie, od 1949 roku wystawiana jest „Łysa śpiewaczka” Ionesco.

Rue Huchette zachowuje ciągłość historyczną, wiele stojących tu budynków pochodzi jeszcze ze średniowiecza, nadal zajmują ją restauracje z całego świata (większość z nich, zorientowana na jednorazowego klienta-turystę oferuje niewyrafinowane dania za 10 euro) no i na pewno w tłumie nietrudno natknąć się na kieszonkowców.

A na koniec, ostatnia ciekawostka (z pozdrowieniami dla Irlandzkich Zapisków), wśród kilku równoległych do Huchette ulic jedna wyróżnia się szczególnie – z dwóch powodów. Po pierwsze nosi wdzięczną nazwę  rue du Chat qui Peche czyli Kota łowiącego ryby; po drugie, jest to jedna z dwóch najmniejszych paryskich uliczek, która oddana do użytku w 1540 roku, połączyła ulicę Huchette z Sekwaną i w najszerszym miejscu wynosi niewiele ponad półtora metra.

 

W królestwie przedmiotów

Zacznę od prywatnej wiadomości skierowanej do mojej przyjaciółki A.:  Żmijko, kiedy byłyśmy tam razem, zwiedziłyśmy zaledwie 1/4 całości! Ale to odkryłam później. A mowa o Les Puces St-Ouen. Największy pchli targ we Francji, jeden z największych na świecie, który znajduje się na północnych obrzeżach Paryża na styku dzielnicy 18. i przedmieść St-Ouen. Odbywa się wyłącznie w soboty, niedziele i poniedziałki (choć tego dnia część miejsc jest zamknięta). Godziny otwarcia są dosyć swobodne i w dużej mierze zależą od warunków atmosferycznych oraz preferencji właścicieli, ale z reguły życie toczy się tradycyjnie między 10-18.

Trudno mi rozpocząć jego opis, bo z góry skazana jestem na niepowodzenie ponieważ targ ten jest tak duży, składa się z 12 mniejszych osobnych rynków i jego oferta jest tak bogata, że trudno mi będzie oddać atmosferę tam panującą ograniczając się do znośnych rozmiarów tekstu. Lepiej będzie więc, jeśli skupię się wyłącznie na przedstawieniu informacji praktycznych, które być może zachęcą Was i ułatwią dotarcie i orientację na miejscu. Dojeżdżając linią metra 13, wysiadamy na stacji Garibaldi, po wyjściu z metra pierwsze, co zwróci naszą uwagę to kościół Notre-Dame-du-Rosaire, stojąc przed nim, powinniśmy skierować się w prawą stroną, podążając za znakiem Marche aux puces i kontynuować spacer przez około 10 minut ulicą Kleber. Idziemy przedmieściami Paryża, które znacznie różnią się od miejsc tradycyjnie polecanych w przewodnikach. Mijane, jednym mogą wydawać się zaniedbane i opustoszałe, mi jednak przypominają Paryż populaire znany ze zdjęć Willego Ronnisa czy Roberta Doiseneau i lubię przedłużać sobie ten spacer skręcając w przypadkowe uliczki, zaglądając ludziom przez okna do mieszkań, bardzo podrzędnych barów, zahaczać o sklepiki z afrykańskimi i tureckimi specjałami. Choć przyznam, że nie zawszę mam odwagę wyjąć aparat i zapytać, czy mogłabym go użyć, ale będę to trenować. To jednak temat na kiedy indziej. Po około 10 minutach spaceru w linii prostej powinniśmy skręcić w lewo, przejść około 500 metrów by skręcić w prawo. W taki sposób znajdziemy się na ulicy Jules Valles i możemy zacząć włóczęgę po Królestwie Przedmiotów, rozpoczynjąc ją od żółtego pawilonu – Marche Jules Valles.

Tak jak wspomniałam, targ składa się z kilkunastu mniejszych. Jeden z nich-L’Usine otwarty jest wyłącznie dla zawodowych handlarzy, kolejny, który z góry można skreślić z listy to Marche Malik, gdzie handluje się bezwartościowymi rzeczami, ubraniami, kosmetykami made in China. Wydaje mi się,że warto skupić się na 4 głównych:

Marche Jules Valles: to wspomniany żółty pawilon, który da nam przedsmak tego, co czeka nas później. Znajdziemy tu trochę mebli, ale przede wszystkim zbiór drobnych oryginalnych przedmiotów, często niewiadomego przeznaczenia, ale także rzeczy codziennego użytku.

Marche Paul-Bert: usytuowany tuż za budynkiem Jules Valles, w części odkryty targ  skupiony wokół ulic Paul Bert i Rue des Rosiers. Kilkadziesiąt pawilonów wystawiających meble, przedmioty dekoracyjne i codzienne. Nie warto nastawiać się na zakupy, bo jest to drogi rynek antykwaryczny, ale same przedmioty oraz sposoby ich ekspozycji są tak fascynujące i inspirujące, że wrażeń nie zabraknie. Poza tym kilka tamtejszyk uliczek zagrało w filmie Allena „O północy w Paryżu”. By sprawić sobie niespodziankę, zajrzyjcie pod otwarte dla zwiedzających adresy: numer 8 i 10 przy Rue des Rosiers. Tajemnicze, zaskakujące wnętrza.

Marche Biron: to dwie równoległe aleje, usytuowane przy ulicach Rosiers i Villa Biron. Kilkadziesiąt małych sklepików sprzedający głównie meble, bibeloty, obrazy. Móje ulubione tutaj miejsce to sklep handlujący częściami paryskich karuzeli- miejsce, gdzie można nabyć pegaza, latającą świnię czy karetę zaprzęgniętą w sześć koni.

Marche Dauphine: przy ulicach Rosier i Jean Henri Fabre. Dwie przeszklone  spore hale, są moimi ulubionym miejscem poszukiwań. Oprócz drogich mebli znajdziemy tu księgarnie oferujące francuskie żurnale z lat 30. 40., kilka sklepów z ubraniami vintage, boxy po sufit wypełnione pocztówkami z pierwszej połowy XX wieku i milionem innych przedmiotów nieznanej prowinencji. To tutaj okaże się nagle, że niepostrzeżenie spędziliśmy już przynajmniej pół dnia na włóczeniu się i oglądaniu najdziwniejszych rzeczy w życiu i czas wracać do siebie. Kończąc zwiedzanie w tym miejscu najłatwiej będzie dojść do metra numer 4, przystanek Porte Clignancourt usytuowanego na końcu rue Rosiers.

Każdego kto przebrnął cały dotychczasowy tekst i dotarł do tego miejsca zapewniam, że choć może się wydać, że dotarcie i poruszanie się po St-Ouen jest skomplikowane i czasochłonne, zapewniam,że w rzeczywistości, wszystko wydaję się o wiele prostsze i zorganizowane. Całe miejsce jest dobrze oznakowane i swobodnie przechodzi się z jednego targu na drugi. Dodatkowo tutaj znajdziecie stronę i plan tego miejsca. Poza tym w całej okolicy znajduje się mnóstwo kawiarni, bistro i restauracji, które stają się świetnym pretekstem do zrobienia sobie przerwy w systematycznym przemierzaniu marche aux puces.

Kto zaprzyjaźnił się już z moim blogiem, wie że Ptak szczególnie lubi odkrywanie Paryża przez pryzmat jego targów staroci, osobliwości, książek i żywności i być może nie każdego opisane w tym poście miejsce zainteresuje w tym samym stopniu, ale jestem pewna, że wybierając się na Les Puces St-Ouen, nikt nie opuści go rozczarowanym. Trzeba tylko szeroko otworzyć oczy i obudzić dziecko w sobie.

Odbiór.

Po nitce do kłębka

Zanim o sprawiedliwym podziale ról w domu zaczęły mówić różnego rodzaju poradniki i magazyny dla kobiet, mój tata już to wiedział. Wiedział,że żeby utrzymać małżeństwo w rozkwicie, to należy, między innymi, ugotować żonie przynajmniej raz w tygodniu pyszny obiad. Tak odkrył, że jest najlepszym kucharzem spośród wszystkich domowników i teraz ponosi tego konsekwencje. Oprócz kulinarnych zdolności posiada również inne. Kiedy miałam kilka lat, uszył na maszynie do szycia dwie identyczne spódnice – mniejsza była dla mnie, większa dla mamy. Do dziś je bardzo dokładnie pamiętam, bo były supermodne, można powiedzieć, że punkowe, z dobrej jakości skóry i z pewnością teraz też nie wstydziłabym się takiej założyć. Jego mama, moja babcia również potrafiła szyć, znam też Annick, spod której rąk wychodzą zjawiskowe patchworkowe rzeczy –  zamierzam się tego od niej nauczyć i właśnie dlatego, za każdym razem kiedy trafiam na Montmartre, zamiast wspiąć się na wzgórze i sprzed bazyliki Sacre Couer, wśród tłumu turystów z całego świata podziwiać kolejny raz panoramę Paryża, zbaczam w zachodnią stronę dzielnicy, gdzie swoje królestwo ma  Marche St. Pierre.

Wszystkie amatorki, adeptki i profesjonalistki – łapię się na tym, że niesłusznie, w naturalny sposób, używam rodzaju żeńskiego – więc poprawka: wszyscy amatorzy, adepci jak i profesjonaliści krawiectwa znajdą to swój maleńki raj i nieskończone źródło inspiracji. Ale tak naprawdę każdy paryżanin słyszał o tej części Montmartre, bo od zawsze zaopatrywano się tu w materiały, wełnę, artykuły pasmanteryjne, najnowsze wykroje z pism z całego świata. Dwa największe domy handlowe nie zmieniły się ani odrobinę od lat 60., kiedy powstały i chyba nawet drewniane metry, którymi sprzedawcy odmierzają materiały pochodzą z tamtych czasów.

Według mnie bardzo inspirujące miejsce, mogłabym się tu szwendać, oglądać, dotykać przez długie godziny. Poza tym tuż obok znajduje się centrum kulturalne La Halle Saint Pierre. Nawet jeśli akurat nie dzieje się w nim nic nas interesującego – warto do niego zajrzeć dla sympatycznej kawiarni i przede wszystkim małej księgarni wewnątrz, gdzie sprzedawane są bajeczne, niesamowicie wydane książki dla dzieci.

Wszystko to znajduje się u stóp Sacre Couer, kilka metrów w prawo (stojąc twarzą ku bazylice) od kolejki wjeżdżającej na wzgórze i karuzeli dobrze znanej z Amelii .

A na Montmartre dotrzemy dojeżdżając linią 12, wysiadamy na pięknym przystanku Abesses.

Odbiór.

Galop czy kłus?

Monsieur Andre, siedemdziesięcioczteroletni Francuz z regionu Brie, uważa że świetną formę i dobre zdrowie zawdzięcza spożywaniu codziennie na śniadanie jogurtu marki Jockey. Być może. Na pewno przyczynia się do tego również regularna szklaneczka cydru własnej roboty, którą wypija codziennie w południe. Cydr towarzyszy Andre w stałym rytuale, kiedy to na stole, przed obiadem, pojawia się gazeta Paris Turf, a Andre zasiada z długopisem w dłoni do typowania koni. O godzinie 13 ruszą bowiem, jak co dzień, gonitwy na hipodromach w całej Francji, transmitowane w telewizji dla tych, którzy nie mogą śledzić ich na miejscu, bo wyścigi konne we Francji to jeden ze sportów i rozrywek narodowych.

Na początku moich przygód z tym krajem bardzo mnie to wyścigowa mania zadziwiła, potem zrozumiałam i się przyzwyczaiłam – grunt,że słowo hipodrom znalazło się na liście najczęściej używanych w domu słów. Jestem czuła na los zwierząt, wiem, co mówi się o tym sporcie i o wypadkach koni wyścigowych, bo jak ten złamie w trakcie gonitwy nogę, to po nim. Ale będąc coraz bliżej tego świata, widzę również ile w tym miłości do zwierząt, jaka współpraca między człowiekiem i koniem, jest szacunek do zwierząt i sportu.

Oczywiście wszystko toczy się wokół hazardu – ale dla mnie to jest teatr. Codzienne marzenia tysięcy o tym jednym szczęśliwym wytypowaniu. Sama nie daję się omamić, ale lubię obserwować graczy bezpośrednio na hipodromie, gdzie ludzie najróżniejszej proweniencji na kilka minut zgodnie zastygają zahipnotyzowani gonitwą, a potem jednocześnie wydają jęk rozczarowania lub dla odmiany okrzyk radości.

Na laiku największe wrażenie robi jednak piękno koni – we Francji biegają jedne z najwspanialszych na świecie. Zawsze będzie dziwił mnie fakt, że te silne i wielkie zwierzęta żywią się trawą i że po gonitwie, kiedy wyschnie już pot i piana stają się tak potulne i cierpliwe.

Paryż jest być może jedynym miastem w Europie, w którym jeden z hipodromów – Auteuilznajduje się prawie w centrum miasta tuż obok Lasku Bulońskiego i kortów Rolanda Garrosa. Zielona wyspa i płuca miasta po jego zachodniej stronie, kilkanaście minut metrem od Wieży Eiffla. W sezonie (od maja do listopada) gonitwy odbywają się codziennie. Dwa, trzy razy w sezonie, zawsze w niedzielę, odbywają się najsłynniejsze wyścigi, kiedy konie walczą o nagrody warte około miliona euro, a na hipodrom ściągają tłumy, nawet tych, którzy zazwyczaj nie interesują się tym sportem. W tym dniu właścicieli koni, trenerów, jeźdźców obowiązuje protokół dotyczący między innymi stroju – stąd widok dżentelmenów w cylindrach i z cygarami oraz dam w kapeluszach.

Wczoraj odbyła się gonitwa Grand Steeple Chase de Paris w której nagroda wynosiła 850 000 euro. Emocjonująca. Na ostatniej prostej przewróciła się cała czołówka faworytów, szalone konie pobiegły dalej, poturbowani jockey’e patrzyli na nie, znikające w oddali, z niedowierzaniem i mimo że linię mety przebiegł pierwszy koń bez jeźdźca, co nie zdarza się co dzień, to jednak wygrał koń, który skończył wyścig pierwszy z jockey’em na grzbiecie. Mid Dancer z numerem 11 , a jego właściciel, skacząc nerwowo na widowni, omal nie spadł z tarasu.

Gdyby naszła kogokolwiek, w trakcie bytności w Paryżu, chęć zobaczenia takiego spektaklu na własne oczy, to do Auteil  należdy dojechać linią metra numer 10 – stacja Porte d’Auteuil.

Odbiór.

Ptaki i bzy

Mimo że wiosna tego roku kapryśna, a pogoda zmienna, to przyroda rozszalała się na całego i nawet w środku wielkiego miasta można natknąć się  na aromat bzu, który mąci zmysły. Na zmysły działa również wizyta na Marche aux fleurs et aux oiseaux, czyli tematu targów w Paryżu ciąg dalszy.

W samym centrum miasta, w dzielnicy 3. przy Quai de la Corse na placu Louis-Lepine codziennie przedpołudniem odbywa się  targ kwiatów i ptaków (choć poza papużkami falistymi nie znajdziemy tu – na szczęście – wiele innych gatunków…). Sam targ jest niewielki i zwiedzanie go nie zajmie więcej niż godzinę, ale porcja chromo- i aromoterapii zapewniona na cały dzień.  Jeden z najprzyjemniejszych sposobów na spędzenie niedzielnego poranka, tym bardziej jeśli jest on słoneczny.

Informacje praktyczne: dojazd linią 4, metro Cite lub jakakolwiek linia zatrzymująca się na Chatlet. Teoretycznie otwarty codziennie od 8 do 19, ale najlepiej znaleźć się tam we wczesnych godzinach przedpołudniowych.

Jour de marche

Dziś nieco mniej dramatycznie niż w ostatnim poście, choć wierzę, że spożywcze nowalijki potrafią wnieść równie dużo dramaturgii, taki rabarbar na przykład, samą swoją nazwą już rozbudza wyobraźnię… Ponieważ w moim rodzinnym mieście wtorki i piątki to tzw. dni targowe –  zatem dziś o dwóch marches.

RANO : Marche Raspail przy Boulevard Raspail. Tutejszy targ spożywczy jest jednym z najbardziej znanych w Paryżu, pewenie dlatego że produkty na nim sprzedawane są najlepszej jakości, a w niedziele handluje się żywnością pochodzącą wyłącznie z upraw ekologicznych (co rzecz jasna przekłada się na ceny), poza tym targ ten mieści się mniej więcej w połowie drogi między wieżą Montparnasse a placem Saint-Germain – można więc od niego rozpocząć  zwiedzanie tej część miasta. Warzywa, owoce, mięso i ryby traktuje się tu z najwyższym szacunkiem i pietyzmem, a handlarze są jak artyści wystawiający swoje dzieła – dumni i kapryśni, i by dostać produkt najlepszej jakości, trzeba się postarać o ich względy!

PO POŁUDNIU: Marche des Enfants Rouges przy rue Bretagne 39. Zwiedzając okolice Marais, warto tu zajrzeć. Jest to stosunkowo niewielki, zadaszony targ – około 20 stoisk, najstarszy taki w Paryżu, funkcjonujący od 1615 roku, szczególnie ulubiony przez paryżan, którzy w weekendy wpadają tu, nie tyle zrobić zakupy, co zjeść w jednej z przylegających do targu restauracyjek: świeże produkty, kuchnia z całego świata, stosunkowo niskie ceny i miła atmosfera – nawet gdy  szósty już tydzień pada deszcz…Jego enigmatyczna nazwa znaczy dosłownie „targ czerwonych dzieci’ i podobno pochodzi od sierocińca, który mieścił się w sąsiedztwie w XVII wieku, a jego wychowankowie nosili czerwone mundurki.

Dla tych, którzy polubili i śledzą Rachel Khoo w Little Paris Kitchen (mniam, mniam w 28 minucie) niespodzianka: przechadzając się miedzy stoiskami, przypadkiem natknęłam się na jej nauczyciela naleśników! Prawie zasłużyłam na uśmiech…

No cóż, może następnym razem. W ten weekend na rue Bretagne odbywa się również sezonowy brocante. Brocanty uwielbiam między innymi za to, że w środku miasta, w biały dzień można się natknąć na takie przedmioty, których sam widok przełamuje rutynę. Jak rabarbar kradziony z ogródków działkowych „przy szpitalu” w wiosenne piątkowe popołudnia dawno temu.

Informacje praktyczne:

Marche Raspail: od wtorku do soboty rano, targ ekologiczny w niedziele od 8 do 13.30. Dojazd m.in. linią 12 metro Rennes

Marche des Enfants Rouges: od wtorku do czwartku w godzinach 8-13.30 i 16-19.30, w piątki i soboty 8.30-20, w niedziele 8.30-14. Dojazd linią 3 metro Temples.

Odbiór.

Dolce vita

Dzień rozpoczął się od dwóch cytryn, które dostaliśmy w prezencie, kupując warzywa i owoce – potem było już tylko słoneczniej. Po czterech tygodniach słoty (z czego dwa przypadły na wiosenne ferie szkolne, kiedy to frustracja we Francji sięgnęła zenitu) nareszcie zrobiło się ładnie. 1 maja każdy, kto nie świętował Dnia Pracy w pracy, wyszedł albo do parku, albo na manifestacje z tradycyjnym bukiecikiem konwalii w ręku, które na szczęście, mimo pogody pojawiły się na czas. Ulice Paryża opustoszały i kiedy trafiłam przez przypadek do Jardin du Luxembourg, zrozumiałam dlaczego – wszyscy już tam byli.

I nic w tym dziwnego, w takie słoneczne i świąteczne dni jak dziś, Jardin du Luxembourg stanowi jedno z głównych miejsc rekreacji i odpoczynku dla mieszkańców Paryża i turystów. Pezjaż miasta nie mógłby się obejść bez tego zaprojektowanego z wielkim przepychem parku. Usytuowany na styku Dzielnicy Łacińskiej, Saint-Germain-des-Pres i Montparnasse, Ogród Luksemburski, a w nim Pałac Luksemburski (w którym mieści się dziś siedziba senatu), został zaprojektowany i stworzony na zamówienie Marii Medycjeskiej na wzór ogrodu di Boboli i pałacu Pitti w jej rodzinnej Florencji. Prace nad budową parku rozpoczęły się w 1611 roku i trwały przez kolejne 20 lat. Jest to drugi największy park w Paryżu, każda jego część ma inny charakter,ale nawet w takie dni, jak dziś, kiedy miejsce przepełnione jest ludźmi stęsknionymi za słońcem i zielenią, można znaleźć ustronny zaułek i kontemplować przyrodę w samym centrum miasta.

Jak każdy paryski park, również ten przyjazny jest zarówno dorosłym jak i dzieciom. Dla tych pierwszych stworzono miejsca do gry w bule, szachy, tenisa, są również, porozsiewane po różnych zakątkach, kawiarnie; dla drugich stworzono ogromny plac zabaw (który dziś, wypełniony po brzegi amatorami zabawy do lat 10, wyglądał apokaliptycznie) stawy i fontanny, gdzie osobiście można spławić łódkę, tory dla wszelkich pojazdów napędzanych pedałami – jest w czym wybierać. Tylko uwaga, nie wszystkie trawniki można deptać! By poczuć kontakt z ziemią w pozycji horyzontalnej należy wybrać spore połacie do tego przeznaczone, do dyspozycji są również ławki i mnóstwo metalowych krzesełek i leżaków do przenoszenia z cienia na słońce i odwrotnie. Jest w tym parku coś takiego, że oprócz tłumu, otacza nas również uczucie spokoju i relaksu i czujemy, że – będąc tu nawet tylko przejazdem – przez chwilę należymy do paryskiego krwioobiegu, coś, co pozwala nacieszyć się nieprzyzwoicie pięknym dniem do końca.

Informacje praktyczne: Jardin du Luxembourg  znajduję się w dzielnicy 6., u szczytu bulwaru St. Michel, 15 minut pieszo od Panteonu. Metrem można do niego dotrzeć na kilka sposobów m.in.:  RER B Luxembourg lub metro 4 Saint Sulpice, Park otwarty jest od świtu do zmierzchu, wstęp wolny.