Galop czy kłus?

Monsieur Andre, siedemdziesięcioczteroletni Francuz z regionu Brie, uważa że świetną formę i dobre zdrowie zawdzięcza spożywaniu codziennie na śniadanie jogurtu marki Jockey. Być może. Na pewno przyczynia się do tego również regularna szklaneczka cydru własnej roboty, którą wypija codziennie w południe. Cydr towarzyszy Andre w stałym rytuale, kiedy to na stole, przed obiadem, pojawia się gazeta Paris Turf, a Andre zasiada z długopisem w dłoni do typowania koni. O godzinie 13 ruszą bowiem, jak co dzień, gonitwy na hipodromach w całej Francji, transmitowane w telewizji dla tych, którzy nie mogą śledzić ich na miejscu, bo wyścigi konne we Francji to jeden ze sportów i rozrywek narodowych.

Na początku moich przygód z tym krajem bardzo mnie to wyścigowa mania zadziwiła, potem zrozumiałam i się przyzwyczaiłam – grunt,że słowo hipodrom znalazło się na liście najczęściej używanych w domu słów. Jestem czuła na los zwierząt, wiem, co mówi się o tym sporcie i o wypadkach koni wyścigowych, bo jak ten złamie w trakcie gonitwy nogę, to po nim. Ale będąc coraz bliżej tego świata, widzę również ile w tym miłości do zwierząt, jaka współpraca między człowiekiem i koniem, jest szacunek do zwierząt i sportu.

Oczywiście wszystko toczy się wokół hazardu – ale dla mnie to jest teatr. Codzienne marzenia tysięcy o tym jednym szczęśliwym wytypowaniu. Sama nie daję się omamić, ale lubię obserwować graczy bezpośrednio na hipodromie, gdzie ludzie najróżniejszej proweniencji na kilka minut zgodnie zastygają zahipnotyzowani gonitwą, a potem jednocześnie wydają jęk rozczarowania lub dla odmiany okrzyk radości.

Na laiku największe wrażenie robi jednak piękno koni – we Francji biegają jedne z najwspanialszych na świecie. Zawsze będzie dziwił mnie fakt, że te silne i wielkie zwierzęta żywią się trawą i że po gonitwie, kiedy wyschnie już pot i piana stają się tak potulne i cierpliwe.

Paryż jest być może jedynym miastem w Europie, w którym jeden z hipodromów – Auteuilznajduje się prawie w centrum miasta tuż obok Lasku Bulońskiego i kortów Rolanda Garrosa. Zielona wyspa i płuca miasta po jego zachodniej stronie, kilkanaście minut metrem od Wieży Eiffla. W sezonie (od maja do listopada) gonitwy odbywają się codziennie. Dwa, trzy razy w sezonie, zawsze w niedzielę, odbywają się najsłynniejsze wyścigi, kiedy konie walczą o nagrody warte około miliona euro, a na hipodrom ściągają tłumy, nawet tych, którzy zazwyczaj nie interesują się tym sportem. W tym dniu właścicieli koni, trenerów, jeźdźców obowiązuje protokół dotyczący między innymi stroju – stąd widok dżentelmenów w cylindrach i z cygarami oraz dam w kapeluszach.

Wczoraj odbyła się gonitwa Grand Steeple Chase de Paris w której nagroda wynosiła 850 000 euro. Emocjonująca. Na ostatniej prostej przewróciła się cała czołówka faworytów, szalone konie pobiegły dalej, poturbowani jockey’e patrzyli na nie, znikające w oddali, z niedowierzaniem i mimo że linię mety przebiegł pierwszy koń bez jeźdźca, co nie zdarza się co dzień, to jednak wygrał koń, który skończył wyścig pierwszy z jockey’em na grzbiecie. Mid Dancer z numerem 11 , a jego właściciel, skacząc nerwowo na widowni, omal nie spadł z tarasu.

Gdyby naszła kogokolwiek, w trakcie bytności w Paryżu, chęć zobaczenia takiego spektaklu na własne oczy, to do Auteil  należdy dojechać linią metra numer 10 – stacja Porte d’Auteuil.

Odbiór.