Paryż z Lotu Ptaka

blog kulturalno-turystyczny, w dni parzyste praktyczny, w nieparzyste romantyczny

Tag: brocante

W królestwie przedmiotów

Zacznę od prywatnej wiadomości skierowanej do mojej przyjaciółki A.:  Żmijko, kiedy byłyśmy tam razem, zwiedziłyśmy zaledwie 1/4 całości! Ale to odkryłam później. A mowa o Les Puces St-Ouen. Największy pchli targ we Francji, jeden z największych na świecie, który znajduje się na północnych obrzeżach Paryża na styku dzielnicy 18. i przedmieść St-Ouen. Odbywa się wyłącznie w soboty, niedziele i poniedziałki (choć tego dnia część miejsc jest zamknięta). Godziny otwarcia są dosyć swobodne i w dużej mierze zależą od warunków atmosferycznych oraz preferencji właścicieli, ale z reguły życie toczy się tradycyjnie między 10-18.

Trudno mi rozpocząć jego opis, bo z góry skazana jestem na niepowodzenie ponieważ targ ten jest tak duży, składa się z 12 mniejszych osobnych rynków i jego oferta jest tak bogata, że trudno mi będzie oddać atmosferę tam panującą ograniczając się do znośnych rozmiarów tekstu. Lepiej będzie więc, jeśli skupię się wyłącznie na przedstawieniu informacji praktycznych, które być może zachęcą Was i ułatwią dotarcie i orientację na miejscu. Dojeżdżając linią metra 13, wysiadamy na stacji Garibaldi, po wyjściu z metra pierwsze, co zwróci naszą uwagę to kościół Notre-Dame-du-Rosaire, stojąc przed nim, powinniśmy skierować się w prawą stroną, podążając za znakiem Marche aux puces i kontynuować spacer przez około 10 minut ulicą Kleber. Idziemy przedmieściami Paryża, które znacznie różnią się od miejsc tradycyjnie polecanych w przewodnikach. Mijane, jednym mogą wydawać się zaniedbane i opustoszałe, mi jednak przypominają Paryż populaire znany ze zdjęć Willego Ronnisa czy Roberta Doiseneau i lubię przedłużać sobie ten spacer skręcając w przypadkowe uliczki, zaglądając ludziom przez okna do mieszkań, bardzo podrzędnych barów, zahaczać o sklepiki z afrykańskimi i tureckimi specjałami. Choć przyznam, że nie zawszę mam odwagę wyjąć aparat i zapytać, czy mogłabym go użyć, ale będę to trenować. To jednak temat na kiedy indziej. Po około 10 minutach spaceru w linii prostej powinniśmy skręcić w lewo, przejść około 500 metrów by skręcić w prawo. W taki sposób znajdziemy się na ulicy Jules Valles i możemy zacząć włóczęgę po Królestwie Przedmiotów, rozpoczynjąc ją od żółtego pawilonu – Marche Jules Valles.

Tak jak wspomniałam, targ składa się z kilkunastu mniejszych. Jeden z nich-L’Usine otwarty jest wyłącznie dla zawodowych handlarzy, kolejny, który z góry można skreślić z listy to Marche Malik, gdzie handluje się bezwartościowymi rzeczami, ubraniami, kosmetykami made in China. Wydaje mi się,że warto skupić się na 4 głównych:

Marche Jules Valles: to wspomniany żółty pawilon, który da nam przedsmak tego, co czeka nas później. Znajdziemy tu trochę mebli, ale przede wszystkim zbiór drobnych oryginalnych przedmiotów, często niewiadomego przeznaczenia, ale także rzeczy codziennego użytku.

Marche Paul-Bert: usytuowany tuż za budynkiem Jules Valles, w części odkryty targ  skupiony wokół ulic Paul Bert i Rue des Rosiers. Kilkadziesiąt pawilonów wystawiających meble, przedmioty dekoracyjne i codzienne. Nie warto nastawiać się na zakupy, bo jest to drogi rynek antykwaryczny, ale same przedmioty oraz sposoby ich ekspozycji są tak fascynujące i inspirujące, że wrażeń nie zabraknie. Poza tym kilka tamtejszyk uliczek zagrało w filmie Allena „O północy w Paryżu”. By sprawić sobie niespodziankę, zajrzyjcie pod otwarte dla zwiedzających adresy: numer 8 i 10 przy Rue des Rosiers. Tajemnicze, zaskakujące wnętrza.

Marche Biron: to dwie równoległe aleje, usytuowane przy ulicach Rosiers i Villa Biron. Kilkadziesiąt małych sklepików sprzedający głównie meble, bibeloty, obrazy. Móje ulubione tutaj miejsce to sklep handlujący częściami paryskich karuzeli- miejsce, gdzie można nabyć pegaza, latającą świnię czy karetę zaprzęgniętą w sześć koni.

Marche Dauphine: przy ulicach Rosier i Jean Henri Fabre. Dwie przeszklone  spore hale, są moimi ulubionym miejscem poszukiwań. Oprócz drogich mebli znajdziemy tu księgarnie oferujące francuskie żurnale z lat 30. 40., kilka sklepów z ubraniami vintage, boxy po sufit wypełnione pocztówkami z pierwszej połowy XX wieku i milionem innych przedmiotów nieznanej prowinencji. To tutaj okaże się nagle, że niepostrzeżenie spędziliśmy już przynajmniej pół dnia na włóczeniu się i oglądaniu najdziwniejszych rzeczy w życiu i czas wracać do siebie. Kończąc zwiedzanie w tym miejscu najłatwiej będzie dojść do metra numer 4, przystanek Porte Clignancourt usytuowanego na końcu rue Rosiers.

Każdego kto przebrnął cały dotychczasowy tekst i dotarł do tego miejsca zapewniam, że choć może się wydać, że dotarcie i poruszanie się po St-Ouen jest skomplikowane i czasochłonne, zapewniam,że w rzeczywistości, wszystko wydaję się o wiele prostsze i zorganizowane. Całe miejsce jest dobrze oznakowane i swobodnie przechodzi się z jednego targu na drugi. Dodatkowo tutaj znajdziecie stronę i plan tego miejsca. Poza tym w całej okolicy znajduje się mnóstwo kawiarni, bistro i restauracji, które stają się świetnym pretekstem do zrobienia sobie przerwy w systematycznym przemierzaniu marche aux puces.

Kto zaprzyjaźnił się już z moim blogiem, wie że Ptak szczególnie lubi odkrywanie Paryża przez pryzmat jego targów staroci, osobliwości, książek i żywności i być może nie każdego opisane w tym poście miejsce zainteresuje w tym samym stopniu, ale jestem pewna, że wybierając się na Les Puces St-Ouen, nikt nie opuści go rozczarowanym. Trzeba tylko szeroko otworzyć oczy i obudzić dziecko w sobie.

Odbiór.

Sprzedam, kupię, zamienię

Wiosną, w niedzielne poranki bardzo łatwo natknąć się na ludzi przemieszczających się z najróżniejszymi, i często dziwnymi, przedmiotami. Dziecięce wanienki, pluszowe szympansy, pawie pióra, mini fontanny – na wszystko to można natknąć się na ulicy czy w metrze i nikt niczemu się nie dziwi, o nic nie pyta, bo owe obiekty, to znak,że w pobliżu odbywa się brocante.

La brocante to jedno z pierwszych słów, jakich nauczyłam się rozpoczynając swoją przygodę z Francją, bo bardzo lubię tego typu rozrywki. A jest to po prostu wyprzedaż niepotrzebnych rzeczy. Wyprzedaże takie odbywają się we wszystkich zakątkach Francji, a tym samym Paryża, w każdej miejscowości mniej więcej dwa razy do roku (sezon trwa od początku marca do końca października), najczęściej w niedzielę i jest wydarzeniem bardzo zakorzenionym w kulturze, uwielbianym przez Francuzów (każda okazja do wspólnego spotkania, jedzenia i picia jest dla nich dobra), które w dobie mody na wszystko co retro i vintage nabiera nowego charakteru.

W Paryżu,uczestniczenie w  brocante z dosyć  ludycznej rozrywki staje się obecnie modnym sposobem spędzania niedzieli przez ludzi sztuki, mody, projektowania wnętrz i turystów, co w konsekwencji znacznie zmniejszyło szanse na upolowanie okazji!

A o okazję tu chodzi. Logika tych wyprzedaży jest prosta: pozbyć się jak największej ilości  rzeczy, które nie są nam potrzebne,a w ich miejsce nabyć jak najwięcej obiektów, które właśnie są nam niezbędne (a których będziemy się pozbywać za rok).

Idea przekazywania sobie rzeczy, nadawania im któregoś życia z kolei jest mi  bliska ,ale żeby znaleźć prawdziwe cuda za niewielkie pieniądze, najlepiej urządzić sobie wycieczkę do jednego z podparyskich miasteczek (wszystkie zdjęcia zostały zrobione we wsi Rozay-en-Brie),gdzie wśród wielu kiczowatych bibelotów, rzeczy nie nadających się do żadnych transformacji i po prostu śmieci, można natknąć się na rarytasy.

Według mnie jednak, cały urok tkwi w samym włóczeniu się, rozmowach z ludźmi, odkrywaniu często nowego miejsca i świętowaniu. Bo brocante to święto wioski, ulicy, lokalnej społeczności.   

Informacje praktyczne dla zainteresowanych: brocanty inaczej vide grenier odbywają się od marca do października we wszystkich dzielnicach Paryża – szczegółów szukać trzeba w internecie, w każdej księgarni można kupić również kalendarz na dany sezon.

Targ rozpoczyna się wcześnie rano, około 6.00-7.00 i wtedy też pojawiają się najwytrawniejsi poszukiwacze okazji, bo to najlepszy moment,żeby znaleźć coś wartościowego. Za to pojawienie się późnym popołudniem ma tę zaletę, że sprzedawcy, którzy zostają z niesprzedanymi rzeczami, chętnie pozbywają się ich za bezcen.

Żaden brocante nie może obejść się bez  bazy gastronomicznej,więc wycieczkę można zakończyć lub rozpocząć zazwyczaj dobrym i niedrogim obiadem.

W dobrym guście jest nienachalne targowanie się, właściwie to nieodzowny element tych wyprzedaży, prawie zawsze działa.

Nigdy nie wraca się z pustymi rękoma,więc trzeba pomyśleć, w co zapakujemy potencjalne zakupy, bo mogą one zaskoczyć nawet nas samych…