To był dobry dzień
dla literatury i jej miłośników. Przyznając Nagrodę Nobla Alice Munro, Akademia zwróciła oczy czytelników (a przed wszystkim tych, którzy nie czytają wcale) na mądrą, piękną, starą kobietę i na opowiadanie jako gatunek literacki. W czasach, kiedy większości z nas brakuje czasu na wszystko – również książki, opowiadanie umacnia swoją pozycję. Wydaje się być formą, bardziej odpowiadającą rzeczywistości, w której króluje krótki przekaz wiadomości na Facebooku, Twitterze, blogach, w świecie, któremu coraz bardziej brakuje umiejętności skupienia. Sama Munro tak tłumaczy wybór opowiadania jako głównej formy literackiej: „Tak widzę życie. Ludzie zmieniają się, kształtują na nowo po kawałku, robiąc rzeczy, których nie rozumieją. Powieść ma spójność, której nie widzę wokół siebie”. Proza Munro skupiona jest na detalu, osadzona w codzienności, często biernej i nudnej, na kanadyjskiej prowincji-gdzie nic się nie dzieje, a dzieje się wszystko. Pisarka fantastycznie potrafi dostrzec moment, kiedy na powierzchni zwykłych dni pojawia się rysa, pęknięcie zwiastujące trzęsienie ziemi.
Jej ostatni zbiór „Drogie życie” podobno ma być ostatnim, cztery końcowe opowiadania są autobiograficzne, jednak patrząc na błysk, jaki pisarka ma w oczach i wspaniałą energię jaką zaraża czytelników na spotkaniach z nią, wierzę że ostatnie opowiadanie nie zostało jeszcze napisane.